poniedziałek, 27 maja 2013

Bez dłoni.

Pierwszy post nie będzie nacechowany negatywnie. Nie będzie także miał na celu krytyki. Pierwszy post będzie swoistą refleksją nad otaczającym mnie światem; nad tym ile mam szczęścia, nie mając go.
No to zaczynamy.

Tydzień temu byłem we Wrocławiu. Przechadzając się między różnymi osobowościami zauważyłem człowieka na swój sposób oryginalnego.
Jego oryginalność polegała na tym, iż ów człowiek; mężczyzna w wieku dwudziestu, może trzydziestu lat miał amputowane obie dłonie.
Nie było mi go żal, aczkolwiek zmusiła mnie jego postać do refleksji.
Wyobraziłem sobie siebie bez ów kończyn.
Niby wszystko ok. Założyłbym sobie (o ile było by mnie na to stać) protezę ręki na prawego kikuta, na lewego zaś hak (jak pirat!). Było by zabawnie. Jednak do czasu.
Po chwili naszła mnie myśl. Myśl o sraniu. Jest to jedna z czynności do których przywiązuję dość dużą uwagę. Nie z powodu wypróżniania się samego w sobie. Siedząc na kiblu często rozmyślam. Wpadają mi wtedy do głowy przeróżne pomysły. W pewnym momencie kończę i chciałbym się wytrzeć.
Chwila!
Przecież protezą tego nie zrobię, a używając lewej ręki rozedrę sobie dupsko na strzępy!
Kurwa, co robić?!

Właśnie. Widząc kalekę na pewno nie raz zrobiło Ci się go żal Czytelniku, prawda? Myślałeś jak mu pomóc (może przytrzymam drzwi kalece na wózku inwalidzkim...). Twoja pomoc zapewne jest dla niego niczym. Może uwłacza mu bardziej niż same kalectwo. Pomyśl ile razy jest on zdany sam na siebie. W domu nie otworzysz mu drzwi, nie zniesiesz po schodach, nie podetrzesz mu dupska.

Co bym zrobił nie mając rąk?
A może inaczej- czego bym nie zrobił?

Nie zjadłbym normalnie śniadania, nie chwyciłbym kanapki, nie mówiąc już o przyrządzeniu jej.
Nie posprzątałbym mieszkania, chociaż mając dłonie też tego nie robię.
Nie zapaliłbym papierosa i nie napiłbym się piwa. Chyba, że trzymałbym je kikutami jak jakiś kaleka.
Nie włączyłbym telewizora, bo nie ma pilota z klawiszami, które można przycisnąć kikutem.
Nie uczesałbym się i nie umyłbym zębów.
Nie zrobiłbym normalnie zakupów, tylko patrzyłbym się jak ludzie, którzy mają mnie za jakiegoś jebanego inwalidę pomagają mi na każdym kroku. A przecież jestem normalny, a nie jakiś upośledzony, kurwa!
Nie mógłbym pogłaskać ukochanej osoby, pogładzić jej po włosach, twarzy, czy piersiach, bo od razu zrobiłoby się jej niedobrze.
Nie przycisnąłbym przycisku na zatrzymanie autobusu (bo prawa jazdy pewnie bym nie zdał; chyba, że wziąłbym na litość egzaminatora).
Nie mógłbym nawet podrapać się po jajcach.
I wreszcie nie mógłbym prowadzić tego bloga, bo nie chciałoby mi się tak pomału pisać na klawiaturze.

A co bym zrobił nie mając dłoni?
Zapewne doceniłbym to czego nie mam i czego nie doceniałem przez całe życie.



Ten post nie ma na celu pokazania jak ciężko jest bez dłoni, nóg, czy mózgu, a człowiek którego zobaczyłem pomógł mi.
Dzięki niemu zauważyłem miliony rzeczy, zdarzeń i myśli, których nigdy nie dostrzegałem i nie doceniałem. Teraz wiem, że utrata czegoś nawet pozornie niewartościowego była by uciążliwa.


Piszę ten post w perspektywie kolejnych postów, ażeby nikt mi nie zarzucił, że nie potrafię docenić życia. I mimo, iż mam wrażenie, że pisząc tego posta utraciłem gdzieś jego sens, będzie on choć w pewnym stopniu zauważalny. Mam również przekonanie, jakoby wszystko wyszło zbyt trywialnie i dziecinnie, jednak w miarę pisania bloga, wydaje mi się, iż się wyrobię. Dzięki za uwagę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz szczerze i tyle.